Turystyka rowerowa w ostatnich latach przeżywa prawdziwy rozkwit. Niewątpliwie przysłużyła się temu rosnąca popularność graveli oraz rozwój bikepackingu. Tradycyjne rowery trekkingowe, wyposażone w duże sakwy, zaczęły ustępować miejsca sprawnym terenowo modelom z mniejszymi torbami mocowanymi bezpośrednio do ram. W ten sposób przed miłośnikami rowerowych przygód otworzyły się całkiem nowe możliwości.
Trzy województwa, dwa dni, jeden rower
Bikepackerem można być na wiele sposobów. Jedni chcą być samowystarczalni i pakują na rower wszystko, czego potrzebują podczas kilkudniowej trasy. Muszą znaleźć miejsce na namiot lub hamak, prowiant czy sprzęt kuchenny. Inni stawiają na minimalizm i ograniczają bagaż do minimum. Pakują się się “na lekko”, śpią w przydrożnych agroturystykach czy schroniskach, a w porze obiadowej szukają lokalnych knajpek.
Opcja “bikepacking light” daje wiele możliwości. Pozwala na pokonywanie dłuższych odległości i wybór trudniejszej technicznie trasy. Sami jesteśmy zwolennikami tej formy kolarstwa i niedawno “na lekko” pokonaliśmy blisko 400 km. Wybrałem się (Sebastian) na dwudniowy wypad z Puszczykowa do Jeleniej Góry, o którym chętnie wam opowiem.
Lubuskie, I love you
Wyjazd ten planowałem od dłuższego czasu. Jestem wielkim miłośnikiem województwa lubuskiego i dolnośląskiego. Lubuskie uwielbiam za lasy, przestrzenie i małe zaludnienie. Jako leśnik doceniam to, że lesistość tego województwa wynosi blisko 50%, a trasy rowerowe biegną wśród borów sosnowych, przecinając dąbrowy czy olsy rosnące wzdłuż rzek. Bogactwo przyrody jest tu imponujące, a przejażdżka wśród łąk, nieużytków i rozlewisk daje poczucie absolutnej wolności. Ciekawie jest także obserwować ślady dawnego osadnictwa, takie jak stare sady czy specyficzny układ drzew wskazujący na ludzkie siedliska.
Planując trasę warto także uwzględnić winnice, które w ostatnim czasie stały się wielką atrakcją regionu (istnieje osobny szlak rowerowy śladem winnic, który docenią prawdziwi koneserzy polskiego wina). I tym sposobem dotarłem do Zielonej Góry, kończąc dzień na zwiedzaniu palmiarni i odrestaurowanej starówki.
Zielone wzgórza
Drugi dzień rozpoczął się od małego rollercoastera w parku przy zielonogórskim amfiteatrze. Miasto to, jak nazwa wskazuje, oferuje całkiem niezłe wzniesienia, które dostarczają sporo wrażeń. Wraz z wyjazdem z miasta trasa stała się absolutnie premium: puste i przyzwoite drogi asfaltowe, niesamowite odcinki szutrowe, nowe ścieżki rowerowe, trochę bruku i niewiele piasku. Teren zaczyna falować, a krajobraz staje się sielankowy.
Z widokiem na góry
Wjazd na teren województwa dolnośląskiego był niemal niezauważony. Dopiero od Bolesławca zaczyna zmieniać się krajobraz, a w oddali widać zarys Karkonoszy. Atrakcjami stają się mijane wioski, miasteczka i miasta, a wyobraźnię rozpalają stare poniemieckie gospodarstwa, pałace, fabryki, kamienice. Niektóre budynki marnieją, choć wielu z nich udało się przywrócić blask dawnej świetności.
Niezapomniany był przejazd przez Szprotawę, Bolesławiec, Lwówek Śląski i Wleń. Odwiedziłem również zaporę Pilchowice na rzece Bóbr oraz mijałem wiele wiaduktów kolejowych, zarówno czynnych, jak i opuszczonych (historyczna kolej Doliny Bobru). Stary rynek w Jeleniej Górze i Janowice Wielkie były godnymi finału atrakcjami. Żałuję tylko, że zabrakło czasu na Stary Browar w Miedzance.
Towarzysz wyprawy
Trasę pokonałem na rowerze Koloride z napędem opartym na piaście Shimano Alfine Di2 na pasku Gates, który sprawdził się znakomicie. Dzięki bezobsługowemu napędowi nie musiałem martwić się o czyszczenie czy smarowanie, a szeroki zakres przełożeń był idealny na ten typ przejazdu. Kierownica typu baranek i sztywny widelec okazały się strzałem w dziesiątkę.
Podsumowując, bikepacking w wersji „light” to doskonały sposób na połączenie miłości do przyrody i historii z aktywnym wypoczynkiem. Szczególnie jeśli trasa przebiega przez Lubuskie i Dolnośląskie. Technicznie nie była ona dużym wyzwaniem, a większe trudności pojawiły się dopiero bliżej Jeleniej Góry.
Mały bonus
Poniżej wrzucam przykładową listę wyposażenia dla bikepackingu „light”.
Nie bierzcie zbyt wiele “na wrazie czego”. W trakcie jazdy najważniejsze są pełne bidny i ulubione przekąski na przetrwanie do najbliższego sklepu. Dlatego niektórzy nazywają taki rodzaj bikepackingu – bikepakingiem z kartą kredytową ;). Ma być lekko i praktycznie.
Rower:
- Zapasowa dętka (nawet jeśli używamy mleka – korki nie wszystkie awarie mogą naprawić)
- Pompka
- Multitool
- Pasek mocujący (np. Restrap)
- Lampki – dobre, naładowane, z opcją migania
- Kask – must have!
Elektronika:
- Telefon
- Nawigacja
- Powerbank
- Kable, wtyczka
Kosmetyki:
- Szczoteczka do zębów (nie trzeba przycinać trzonka 😉
- Pasta do zębów (mała 50 ml)
- Żel do mycia
- Chusteczki nawilżane antybakteryjne
- Antyperspirant w kremie
- Krem na kolarski ból pupy
Garderoba rowerowa:
- Czapeczka kolarska
- 2 komplety spodenko-koszulki rowerowej
- Potówka
- Skarpety 2 pary
- Kurtka przeciwdeszczowa
- Okulary
- Rękawki
- Nogawki
Garderoba codzienna:
- Bielizna
- Koszulka
- Bluza
- Spodnie dresowe
Żywność:
- Bidony pełne wody
- Batoniki
- Żelki
- Wrap własnej produkcji (np. masło orzechowe z miodem)
- Bułka z masłem i serem
To, co lubicie i dodaje wam energii.
Do zobaczenia na rowerze, Sebastian!